#myfirst7jobs, czyli moja droga do Treningu dla mam

dyskusja 26 komentarzy

na-kanapie-przodem

Zainspirowana wpisem Zadbana zawodowo postanowiłam i ja wziąć udział w blogowej zabawie #myfirst7jobs. Przy okazji chciałam pokazać wam moją drogę do tego czym z wielką pasją zajmuję się teraz. Jest to też dla mnie fajna okazja do zawodowej retrospektywy i zastanowienia się, czego się nauczyłam robiąc te wszystkie rzeczy.

1. Sortowanie cebulek tulipanów, czyli pierwsza praca

Moja pierwsza praca to było sortowanie cebulek tulipanów. Miałam wtedy osiem, może dziewięć lat. W mojej miejscowości był taki pan, który hodował tulipany i zawsze w lato zatrudniał dzieciaki do sortowania cebulek. No przynajmniej tak mi się wydaje, że to było sortowanie, pewności nie mam. W zasadzie nie potrzebowałam wtedy pieniędzy. Dostawałam od rodziców kieszonkowe. A byłam bardzo oszczędnym, żeby nie powiedzieć sknerowatym, dzieckiem. Wiecie, ten typ, który z kolonii zawsze przywozi prawie wszystkie pieniądze, które dostał od rodziców na drobne wydatki. W każdym razie motywacja finansowa nie była tym, co pchnęło mnie do podjęcia tej wspaniałej roboty. Zrobiłam to w celach towarzyskich. Wszyscy moi znajomi szli, i nie miałbym się z kim bawić kiedy oni byliby w pracy. No i taki jeden przystojny Łukasz też tam szedł…

Robota okazała się piekielnie nudna. W dużej hali były wystawione długie stoły, wzdłuż których stały dzieciaki nad skrzynkami z tymi nieszczęsnymi cebulkami. No i sortowaliśmy, znaczy przekładaliśmy według jakiegoś klucza cebulki z jednej skrzynki do drugiej. Na koniec dnia te skrzynki się zliczało i na tej podstawie była wypłacana kasa pod koniec tygodnia. Krążyły słuchy, że jedna dziewczyna w zeszłym roku zarobiła na dwutygodniowy obóz. Cóż, ja nie zarobiłam prawie nic. Ostatniego dnia mnie nie było i moją „pensję” pojechał odebrać tata. Jako zapalony działkowiec poprosił pana przedsiębiorcę o kilka cebulek. Które to cebulki pan przedsiębiorca odliczył od mojego zarobku. I zostało się co najwyżej na loda (włoskiego, a automatu, pycha).

Czego się nauczyłam w tej pracy?

Że nie jestem dokładna i nie znoszę prostych powtarzalnych czynności. Zostało mi to do dzisiaj. Pierwsze co robię kiedy mam do wykonania tego typu zadania (proste, powtarzalne, nie wymagające myślenia, ale za to wymagające dokładności), to sprawdzam czy mogę je sobie uprościć i zautomatyzować. A najlepiej zdelegować, co niestety w jednoosobowej działalności jest dość trudne.

z-ksiazak

2. Hostessa, czyli pierwsze i ostatnie podejście do sprzedaży bezpośredniej

Potem miałam dłuższą przerwę od pracy i do zarobkowania wróciłam dopiero w liceum. Pracowałam w supermarketach jako hostessa. Zachęcałam ludzi do zakupu promowanych produktów – wody mineralnej, papierosów, wkładek higienicznych (!!!) czy musztardy. Tutaj w zależności od sklepu i produktu można było zarobić całkiem przyzwoite, jak na tamte czasy, pieniądze. A że oszczędne dziecko zostało zastąpione przez rozrzutną nastolatkę wszystko szybciutko przejadałam. Miałam niby zbierać na wakacyjny wyjazd do Londynu, ale pieniądze wyjątkowo się mnie nie trzymały. Za pierwszą pensję kupiłam na przykład 17 kaset. Takich z muzyką. Ha!

Czego się nauczyłam w tej pracy?

Po pierwsze, że wszystkim nie dogodzisz. Jak sprzedawałam luksusową wodę mineralną to słyszałam, że jest najdroższa w całym sklepie i tylko głupi by kupił. Jak sprzedawałam najtańszy napój, to usłyszałam, że najtańszego to nawet psu się nie kupuje. No nie dogodzisz!

I jeszcze się nauczyłam, że obsługa klienta i sprzedaż bezpośrednia to nie są zajęcia dla mnie. Jak na razie eliminowałam kolejne zajęcia. Cud, że coś mi jeszcze zostało.

z-klawiatura

3. Asytent ds. Jakości, czyli pierwsza praca biurowa

Tuż po maturze zaczęłam pracę jako Asystent ds. Jakości w firmie produkującej pasze dla zwierząt. Brzmi nieco absurdalnie, nie? Generalnie do moich obowiązków należała aktualizacja i tłumaczenie na angielski dokumentów z księgi jakości ISO.  Bywało zabawnie, na przykład kiedy musiałam wymyślać tłumaczenia takich terminów technicznych jak „wysięgnik kubełkowy”. Dałam 'bucket elevator’ 🙂 Część z tych dokumentów jest aktualizowana raz na kilka lat, więc jest duża szansa, że nadal tam wisi moje kreatywne tłumaczenie 🙂

Czego się nauczyłam w tej pracy?

Organizacji czasu. Równocześnie studiowałam dziennie i kursowałam między Warszawą, gdzie była uczelnia, a miejscowością oddaloną o 30 km, w której znajdowała się firma. Czasami musiałam się nieźle nagminastykować. Zwłaszcza, że mniej więcej w tym samym czasie poznałam mojego obecnego męża i chciałam z nim spędzać jak najwięcej czasu.

To była moja pierwsza prawdziwa praca, taka w biurze i z umową. Odkryłam, że uwielbiam uczyć się nowych rzeczy i najbardziej lubię zadania, które mnie przerastają. Jak już się nauczyłam jak coś robić, traciło to dla mnie urok.

Nawiązałam też kontakt z pedantyczną częścią mojej osobowości (podobno jako dziecko miałam zawsze zabawki poukładane od linijki). Chociaż powtarzalne czynności nadal mnie nudziły, to odnajdowałam zaskakującą przyjemność w porządkowaniu tych wszystkich dokumentów, segregowaniu ich na grupy i podgrupy i dystrybucji według skomplikowanych zasad.

picjumbo.com_P1010379

4. Kelnerka, czyli obowiązkowa przygoda z gastronomią

Kolejna praca w czasie studiów to była gastronomia. Pracowałam w popularnej warszawskiej knajpie najpierw jako kelnerka, potem barmanka, a wreszcie menadżerka. Miało być na chwilę, a wyszły prawie cztery lata.

Czego  się nauczyłam w tej pracy?

Że to bardzo ciężka i niedoceniania praca. Że pieniądze i klasa bardzo często nie idą w parze. Że jak pracujesz z fajnymi ludźmi, to nawet najgorsza praca może być fajna.

Niestety moja przygoda z gastro kończyła się w przykry sposób. Była to pierwsza praca, z której mnie zwolniono. Jak się później okazało, nie ostatnia. O, to jest kolejna rzecz, której się wtedy nauczyłam – radzić sobie z byciem zwolnionym i znajdować pozytywy w wydawałoby się słabej sytuacji.

biurko-komputer

5. Specjalista ds. rekrutacji, czyli wreszcie etat 🙂

Jako, że w międzyczasie skończyłam studia, moja następna praca była mniej więcej w zawodzie. Pracowałam w małej firmie zajmującej się rekrutacją kierowców autobusów do Wielkiej Brytanii. Jak to w małej firmie, zajmowałam się wieloma rzeczami – egzaminowaniem kierowców z angielskiego, robotą papierkową, kontaktami z naszym brytyjskim klientem. Całkiem fajna, zróżnicowana praca, trafiło się też kilka wyjazdów zagranicznych. Niestety w pewnym momencie rynek w UK się zmienił i zapotrzebowanie na polskich kierowców radykalnie spadło. Firma zmniejszała zatrudnienie, zmniejszała, aż wreszcie nikt nie został. Nie było więc takiego zaskoczenia jak poprzednim razem, ale efekt był ten sam – zostałam zwolniona.

Czego  się nauczyłam w tej pracy?

Oprócz kwestii oczywistych, czyli np. wiedzy z zakresu HR, odkryłam, że bardzo lubię pracować z kobietami i że firma nigdy nie powinna mieć tylko jednego klienta lub jednego źródła przychodu.

na-kanapie

6. Specjalista ds. szkoleń, czyli dalej próbuję robić karierę w HR’ach

Później miałam pomysł na własną działalność, dostałam nawet dotację na jej rozpoczęcie, ale nie za wiele robiłam żeby ją rozwinąć. W każdym razie działalność mam do dzisiaj, ale zajmuję się czymś zupełnie innym.

Moja kolejna praca nadal oscylowała wokół HR, ale tym razem trafiłam do firmy szkoleniowej. Znowu małej i znowu wyraźnie sfeminizowanej. Zajmowałam się organizacją, sprzedażą i administracją szkoleń, również dofinansowanych z dotacji unijnych.

Czego  się nauczyłam w tej pracy?

Świetne w tej pracy było to, że mogłam uczestniczyć we wszystkich szkoleniach organizowanych przez firmę. Byłam chyba na wszystkich, od efektywności osobistej, przez sprzedaż, zarządzanie projektami, po szkolenia menadżerskie. Z jednej strony bardzo dużo się nauczyłam. Z drugiej widząc jak to działa od podszewki oraz aplikując sobie szkolenia w ilościach hurtowych po prostu przedawkowałam. Przez długi czas nie chciałam nawet słyszeć o rozwoju osobistym. Do dziś zanim pójdę na jakieś szkolenie, bardzo skrupulatnie czytam program, szukam opinii i staram się jak najwięcej dowiedzieć o prowadzącym.

Moja karma jednak ponownie dała o sobie znać. Kiedy środki unijne zaczęły się kończyć, a firma miała trudniejszy okres, zgadnijcie co się stało? Tak, zostałam zwolniona. Trzeci raz z rzędu! W takiej sytuacji każdy by się chyba zaczął zastanawiać co z nim nie tak. W pewnym momencie doszłam do wniosku, że świat próbuje mi coś powiedzieć, i że nie tędy droga. Później zaszłam w ciążę i urodziłam Karolinę i stwierdziłam, że stanę na głowie, ale na etat już nie wrócę.

kwiatek-komputer

7. Trening dla mam, czyli wreszcie na swoim

I wreszcie jestem tutaj, gdzie jestem. Pomagam kobietom przejść aktywnie przez okres ciąży, a potem sprawnie wrócić do formy po porodzie. Może się wydawać dość radykalną zmianą po ostatniej pracy. Ale ten proces zaczął się już wcześniej. Najpierw zrobiłam kurs masażu, potem kurs instruktora fitness. Ale to były jakieś dorywcze zajęcia, bardziej hobby niż praca. Dopiero ciąża, narodziny mojej córki i „pamiątki”, które zostały w moim ciele z tego okresu dały mi impuls do stworzenia Treningu dla mam. Mam wrażenie, że wszystko wydarzyło się w idealnym momencie i prowadziło mnie dokładnie tutaj. Różne małe i duże rzeczy, które się teraz wokół mnie dzieją utwierdzają mnie w przekonaniu, że to jest właśnie to co powinnam teraz robić. Pewnie to nie jest moja ostatnia praca. Na pewno natomiast jest to pierwsza, co do której mam taką pewność, że jest dobra i potrzebna. Kobietom, z którymi pracuję, ale również mnie.

Przez ten ostatni rok nauczyłam się chyba więcej niż przez całe moje dotychczasowe życie zawodowe. Równocześnie wszystkie moje doświadczenia zawodowe prowadziły mnie właśnie tu i cały czas widzę, jak wiele z nich przydaje mi się w tej mojej działalności. Pierwszy raz pracuję też całkowicie na własny rachunek i to jest absolutnie wspaniałe.

Miał być lekki, rozrywkowy tekst, a ostatecznie się wzruszyłam. Strasznie fajnie było cofnąć się i popatrzeć na różne moje zajęcia z perspektywy tego, co robię teraz. Mam nadzieję, że wam lektura tego posta też dostarczyła rozrywki, a może zainspirowała was, żeby przypomnieć sobie wasze własne #myfirst7jobs ? Podzielcie się w komentarzach co ciekawego robiłyście.

 

26 Responses

  1. Maria
    | Odpowiedz

    Każdy ma swoją niepowtarzalna ściezkę kariery 🙂

  2. Magda Wojdała
    | Odpowiedz

    W każdej pracy czegoś się uczymy. Świetnie, że wyłapałaś nawet to czego dowiedziałaś się o sobie sortując cebulki tulipanów. 🙂

    • Kasia Wawrzycka
      | Odpowiedz

      Zazwyczaj patrzymy na swoje doświadczenie zawodowe pod kątem korzyści dla potencjalnego pracodawcy pisząc CV. Fajnie było się zastanowić co mi dały te wszystkie zajęcia, tak naprawdę, a nie w korporacyjnej nowomowie 🙂

  3. Karlita CałyŚwiatKarli
    | Odpowiedz

    Fakt, każda praca nas czegoś uczy, każdy krok naszej ścieżki niesie za sobą nowe zadania, nowe zdobyte umiejętności. Najważniejsze jest to by robić to co się lubi i to co sprawia nam satysfakcję 🙂

    • Kasia Wawrzycka
      | Odpowiedz

      Czasem tylko trudno znaleźć to co nam daje satysfakcję. A właściwe znaleźć łatwo, gorzej to spieniężyć 😉

  4. Monika Śmiarowska
    | Odpowiedz

    Wiele cennych doświadczeń! Ja jestem na takim etapie, że próbuje właśnie pogodzić jakoś pracę, czas wolny i pasję. To straszne, jak krótki bywa dzień,a jak wiele chce się zrobić. Jeszcze nie wypracowałam tej idealnej metody organizacyjnej niestety, a tak bardzo bym chciała : (

    • Kasia Wawrzycka
      | Odpowiedz

      Ja byłam całkiem nieźle zorganizowana, dopóki nie pojawiła się moja córka 😉

      • Monika Śmiarowska
        | Odpowiedz

        Ja jeszcze nie planuję dzieci póki co, ale jestem ogromnie pełna podziwu dla wszystkich matek, które mają w sobie tyle cierpliwości i jakoś potrafią wszystko ze sobą pogodzić! To jakby druga praca na pełen etat!

  5. Jolanta Flower
    | Odpowiedz

    Ja pierwsze zbierałam truskawki, obecnie siedzę w gastronomii.

  6. Gosia
    | Odpowiedz

    Super spisać sobie to wszystko i połączyć w całość. Świetny pomysł, chyba i ja się wreszcie ogarnę.

    • Kasia Wawrzycka
      | Odpowiedz

      Polecam. Miała być zabawa, a wyszło mi z tego kilka fajnych przemyśleń dla siebie 🙂

  7. eV
    | Odpowiedz

    Żadna praca nie hańbi i z wpisu wynika to najlepiej. Wyciągnęłaś wiedzę i doświadczenie nawet ze żmudnych prac fizycznych i dzięki temu doszłaś daleko. Naprawdę gratuluję!

  8. Żaneta Jażdżyk
    | Odpowiedz

    Z lenistwa wypływają najlepsze pomysły co do automatyzacji i produktywności 😀 Też prędzej ich szukam, kiedy nie chcę się czymś zajmować niż wtedy kiedy coś lubię 😛
    Też mam podobne odczucia co do moich umiejętności sprzedażowych xD I kocham porządkować – ale papiery, żeby nie było, że mam porządek w mieszkaniu 😛 Eh.. w ogóle sporo nas łączy 😉
    Też jestem na świeżo po tych wspominkach 😀 Ale to już wiesz, bo trafiłam do Ciebie po Twoim komentarzu 😛 Mam nadzieję wkrótce zapoznać się z większą ilością Twoich artykułów – jako świeżo upieczona mama niespełna trzymiesięcznej córeczki <3

    • Kasia Wawrzycka
      | Odpowiedz

      Wiesz, z tą sprzedażą odkryłam coś ciekawego. Sprzedaż bezpośrednia, typu akwizycja jest kompletnie nie dla mnie. Sprzedaż czegoś do czego nie mam przekonania również. Ale od kiedy sprzedaję swoje usługi, takie do których mam przekonanie i wiem, że przyniosą korzyść ludziom, którzy je kupią, to sprawia mi to całkiem niezła frajdę 🙂
      Gdybyś miała jakieś pytania odnośnie treningu, ćwiczeń, powrotu do formy, itp to pisz śmiało, postaram się pomóc 🙂

      • Żaneta Jażdżyk
        | Odpowiedz

        Będę pamiętać 😉 Niestety póki co muszę się wstrzymać. Jestem po cc. Słyszałam, że powinnam poczekać z pół roku zanim zacznę ćwiczyć na poważnie. A teraz „nie obciążać” mięśni brzucha.
        Mam podobne odczucia co do sprzedaży umiejętności a akwizycji 😉 Tylko jeszcze muszę popracować nad właściwą wyceną swojego czasu xD Zawsze mam z tym problem. Z korzyścią dla innych, ale niekoniecznie dla mnie…

        • Kasia Wawrzycka
          | Odpowiedz

          Generalnie uznaje się, że połóg po cc trwa 12 tygodni. Po tym czasie, jeżeli wszystko jest ok, rana się zagoiła i inie ma dolegliwości bólowych, można powoli wracać do aktywności fizycznej.

  9. Waldemar Pać
    | Odpowiedz

    Bardzo fajna historia. Ja w pewnym momencie też zastanawiałem się co jest nie tak gdy kolejne rozmowy o pracę kończyły się na: skontaktujemy się z Panem, do dziś się „kontaktują” 😉

  10. Smiley Project
    | Odpowiedz

    Ja jako kelnerka to w sumie zaczynałam :), ale miałam 16 lat!

  11. Narwany
    | Odpowiedz

    Mam wrażenie, że Twoje pierwsze 7 prac było tak różnorodne jak kolory jednej tęczy. Czasami nam się wydaje, że przypadkowo złapana, dorywcza praca nie ma dla nas żadnego sensu, poza tym finansowym. Dopiero po latach odkrywamy tak naprawdę jej znaczenie 🙂

    • Kasia Wawrzycka
      | Odpowiedz

      Dokładnie! Dlatego z przyjemnością pisałam ten tekst – pozwolił mi spojrzeć na moje różne doświadczenia z szerszej perspektywy.

Leave a Reply

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • More Networks
Copy link
Powered by Social Snap