Został nam jeszcze miesiąc wakacji, mam więc dziś dla was propozycję pięciu sportów wodnych, których powinnyście jeszcze spróbować tego lata. Do trzech z nich nie musicie nawet wyjeżdżać nad morze, wystarczy większy zbiornik wodny, a w jednym przypadku nawet … głębsza kałuża.
Jak już być może wspominałam, mam pewien lęk przed wodą i dość niepewnie czuję się w otwartych akwenach. Ale odkryłam, że kiedy od wody dzieli mnie deska, jest git. A w czasie upału nie ma chyba przyjemniejszej formy aktywności niż ta nad wodą. Zobaczcie zatem jakie mam dla was propozycje.
Skimborad
To chyba najprostszy i najmniej nakładowy sport wodny. Potrzebna jest tylko specjalna deska i płytka woda, np. jezioro tuż przy brzegu. Ale od biedy nada się też większa kałuża 😉
Trzeba się rozpędzić biegnąc po wodzie i trzymając deskę w ręku, następnie rzucić ją płasko na wodę, wskoczyć na nią i przez chwilę ślizgać się po wodzie. Większość osób po 30 minutach załapie o co chodzi. Ale proces nauki też jest bardzo przyjemny i daje mnóstwo radości 🙂 A przy okazji ćwiczycie zmysł równowagi i stabilizację głęboką. Poczujecie też mięśnie nóg. Dodatkowo bieganie po wodzie z deską to bardzo przyjemny trening cardio. Same korzyści.
Poszukajcie w swojej okolicy. Bardzo często na miejskich plażach można wypożyczyć skmiborady, w Warszawie nad Wisłą zbudowano nawet specjalny tor skimboardowy. Wymiatacze robią na desce tricki, latem często organizowane są zawody. Bardzo fajny miejski sport wodny.
Wakeboard
To już trochę bardziej skomplikowana sprawa, bo potrzebny jest specjalny wyciąg, ale jest to również sport, którego można spróbować w mieście. Tory wakowe znajdziecie na jeziorach lub stawach, w Warszawie można popływać na Kanale Czerniakowskim oraz w Konstancinie.
Wakeboarding to połączenie nart wodnych, surfingu i snowboardingu. Płyniemy po wodzie na specjalnej desce trzymając się liny, która jest ciągnięta na spcjalnym wyciągu, czasem również przez motorówkę. Oczywiście profesjonaliści robią na waku niesamowite tricki, ale podobno już sama jazda to niesamowita frajda. Piszę podobno, bo jeszcze nie miałam okazji spróbować. Jest to moje postanowienie na to lato. Kto do mnie dołączy? Instruktorzy obiecują, że 15 minut wystarczy, żeby załapać podstawy, a po 30 – 45 minutach większość osób czuje się na wodzie swobodnie.
Wakeboard to również niezły workout – pracują nogi, cały core oraz ramiona i barki. Jeżeli chcesz popracować nad siłą, równowagą i stabilizacją, a przy okazji zaznać nieco adrenaliny, to koniecznie poszukaj wyciągu do wakeboardingu w twojej okolicy.
Stand up paddle, czyli SUP
I jeszcze jeden sport, którego można popróbować w mieście, ale dużo przyjemniej jest chyba na łonie natury.
SUP to deska przypominająca tę do windsurfindu, tylko większa i zbudowana tak, żeby mieć dużą wyporność. Na desce stoimy dwoma nogami (chociaż można też klęczeć) i wiosłujemy jednym wiosłem, trochę podobnie jak w kajaku. Najprościej pływać po spokojnej wodzie bez fal, ale można również po rzece z niezbyt silnym nurtem, a profesjonaliści pływają również po morzu.
Technikę sterowania każdy opanuje natychmiast, natomiast utrzymanie równowagi może nastręczyć pewnych trudności. Bo SUP to trening cardio, ale również trening równowagi i stabilizacji. Pracują też mocno ramiona, co poczujecie zwłaszcza po dłuższym wiosłowaniu pod wiatr, albo pod prąd. Pływanie na SUPie świetnie wzmacnia mięśnie głębokie, brzucha i grzbietu, więc ma zbawienny wpływ na postawę i kręgosłup.
Jest to najspokojniejszy sport wodny z proponowanych dzisiaj, w największym stopniu pozwala na kontemplację otaczającej przyrody i … złapanie pięknej opalenizny. A jak się znudzicie wiosłowaniem, to na desce można zrobić kilka ćwiczeń – przysiady, wykroki, podpory, pozycje z jogi. Deska jest niestabilna, więc będzie to dużo trudniejsze niż na lądzie, ale również dużo efektywniejsze, bo zmusicie do pracy głębokie mięśnie stabilizujące sylwetkę.
Polecam wam gorąco, to mój ulubiony sposób spędzania czasu na wodzie. Bardzo lubię pływać na SUPie po Zatoce Puckiej, a w tym roku chcę też spróbować swoich sił na Wiśle.
Windsurfing
To już bardziej skomplikowany sport i żeby go spróbować trzeba się wybrać nad jezioro, a jeszcze lepiej na Półwysep Helski. Jest to konkurencja olimpijska klasyfikowana jako żeglarska, do jej uprawiania niezbędny jest więc wiatr.
Fizycznie jest to dość wymagający sport, podczas którego pracuje całe ciało – mięśnie brzucha i grzbietu, nogi, ramiona, barki. Utrzymywanie się na wodzie i płynięcie w wybranym kierunku (a nie tylko tam, gdzie pcha nas wiatr) wymaga sporej siły i bardzo dobrej koordynacji. Macie więc trening całego ciała, a fun na wodzie dostajecie w gratisie.
Muszę się wam przyznać, że mam z windsurfingiem trochę na bakier. Mój mąż jest zapalonym surferem i kilka razy próbował mnie uczyć, ale coś nam nie szło. Ale jeszcze nie złożyłam broni. Następnym razem spróbuję z instruktorem 🙂
Kitesurfing
I na koniec wyższa szkoła wodnej jazdy. Najmłodszy z opisywanych przeze mnie sportów wodnych, ale zdobywający coraz większą popularność. Jest też zdecydowanie najtrudniejszy, ale równocześnie najbardziej efektowny i dający mega przyjemność. Pływanie na Kitesurfingu to trochę jak latanie, uczucie trudno osiągalne w innych dyscyplinach. Nie bez powodu kiterzy często pytają „Latałeś dzisiaj”?
Tutaj również niezbędny jest wiatr, jednak żeby latawiec wystartował musi być on silniejszy niż przy windsurfingu. Pływamy na desce, przypominającej trochę deskę snowboardową. Siłę napędową daję nam latawiec, którym sterujemy za pomocą długich linek, które są podłączone do baru trzymanego przez nas w ręku. Ten z kolei jest połączony z trapezem, czyli rodzajem uprzęży, którą mamy zapiętą w pasie. Dodam, że latawce są naprawdę duże – od 7 do 18 metrów kwadratowych, a linki sterujące naprawdę długie – ponad 20 metrów. To wszystko jest na początku dość mocno onieśmielające, zwłaszcza, że jest to sport dość niebezpieczny, jeżeli się nie wie jak pływać. Nie można się po prostu zatrzymać i zejść z deski, ani puścić latawca. Dlatego, żeby pływać na Kite’cie trzeba ukończyć kurs.
Swoją przygodę z tym sportem zaczęłam w zeszłym roku. Na początku miałam duże opory, tutaj możecie przeczytać dlaczego. Ale z każdą kolejną lekcją coraz bardziej łapię bakcyla. Sunąć po wodzie i kontrolować to całe ustrojstwo to naprawdę niesamowita przyjemność i satysfakcja. No i oczywiście potężny wysiłek – pracują nogi, ramiona, brzuch i grzbiet. Po dwóch godzinach na wodzie naprawdę poczujecie całe ciało. Polecam każdemu, chociaż spróbować. Zwłaszcza, że na początku kursu wykonuje się tzw. bodydragi – pływamy bez deski, leżąc na wodzie i sterując latawcem, który nas ciągnie. super zabawa!
To jak, którego sportu wodnego spróbujecie w to lato?
2 Responses
Kasia Wawrzycka
Właśnie jesteśmy w Jastarni i robię kolejne podejście do Kite’a. Nie poddaję się 🙂
Marianna
Zawsze chciałem spróbować wakeboardingu. No i trafiłem na artykuł, który przekonał mnie do spróbowania tego sportu. Może kogoś jeszcze zmotywuje: http://lepszytrener.pl/blog-trenera/sporty-wodne-czym-jest-wakeboarding