“Nie mam czasu na ćwiczenia!”
Ile razy tak sobie mówiłaś? Jeżeli jesteś podobna do mnie, pewnie przynajmniej raz 😉
Dobrze wiem jak jest, mam dwójkę małych dzieci, pracuję, próbuję ogarniać dom i mieć jakieś życie prywatne. Aktywność fizyczna jest dla mnie bardzo ważna ale zazwyczaj zwyczajnie nie mam czasu na trening.
Jeżeli teraz przewracasz oczami spodziewając się kolejnego artykułu w nurcie “wszystko jest kwestią organizacji” i “10 sposobów jak znaleźć czas na trening będąc zabieganą mama” to mogę cię uspokoić – nic z tych rzeczy. Chcę ci pokazać, że wcale nie musisz ćwiczyć, żeby się ruszać. Że co, zapytasz? Daj mi jeszcze chwilkę swojego czasu, a wszystko, mam nadzieję, stanie się jasne.
Czy ruszasz się tylko kiedy ćwiczysz?
Mniej więcej od lat 80-tych, kiedy wielką popularnością cieszył się aerobik, fitness “trafił” pod strzechy.
Tak na marginesie, początki aerobiku to coś absolutnie pięknego 🙂
Uprawianie sportu i generalnie bycie fit jest bardzo popularne i jest uznawane za rzecz jednoznacznie pozytywną. To nie tak, że ja się z tym nie zgadzam. Uważam, że to jest ogólnie bardzo pozytywne zjawisko. Niestety w szczegółach nie wygląda to tak różowo.
Fitness wpoił nam przekonanie, że żeby być zdrowym trzeba…uprawiać fitness. Czyli chodzić na siłownię, albo do klubu, biegać, generalnie zrobić jakiś trening. I do tego im intensywniejszy, tym lepszy. Trzeba wylać hektolitry potu, złachać się jak pies, przekraczać swoje granice, mieć mega zakwasy i wtedy to już na pewno będziemy zdrowi.
A tu niestety zonk. Nie dość, że tak rozumiana aktywność fizyczna nie chroni nas przed chorobami cywilizacyjnymi, to jeszcze przyczynia się do kontuzji i przeciążeń. Jeżeli kobieta przestaje miesiączkować z powodu intensywnego treningu i niewystarczającej podaży kalorycznej, to wybacz, ale dla mnie to nie jest oznaka zdrowia, nawet jeżeli ma najpiękniejszy brzuch na świecie.
Czy ruszasz się kiedy nie ćwiczysz?
Przeciążenie organizmu i kontuzje spowodowane intensywnym treningiem nie będą takie dziwne jeżeli spojrzymy na to jak wygląda nasze życie poza salą treningową. Nawet najbardziej “wytrenowana” osoba prowadzi sedentarystyczny tryb życia.
Nasze ciała zostały zaprojektowane do tego by być w ciągłym ruchu. Ruchu związanym z poszukiwaniem pożywienia i schronienia czy uciekaniem przed drapieżnikiem. Tymczasem postęp cywilizacyjny, równocześnie ze wszystkimi korzyściami, które niesie (jak choćby spadek śmiertelności niemowląt czy rozwój medycyny), krok po kroku odbiera nam powody do ruchu. Już nie musimy polować na jedzenie, ba, większość z nas nie musi go nawet uprawiać czy hodować. Nie musimy szukać ani budować schronienia, drapieżniki nie czyhają na nasze życie. Większość czynności, które kiedyś wymagały dość dużej dawki ruchu scedowaliśmy obecnie na maszyny, albo na innych ludzi (zastanawiałaś się kiedyś kto szyje ubrania, które kupujesz w swoim ulubionych sklepie internterowym?).
Tak zorganizowaliśmy nasze życie, żeby ruszać się jak najmniej. Robot kuchenny, samochód, pilot do telewizora, winda, kanapa, komunikacja miejska, kosiarka. To tylko kilka przykładów na to jak maszyny i urządzenia ruszają się za nas. I na takie unieruchomione, zasiedziałe ciała nakładamy intensywny trening, do którego ono zupełnie nie jest przygotowane.
Pobudka i prysznic, windą do garażu podziemnego, samochodem do pracy, 8 godzin przy biurku, samochodem na siłkę, pocisnąć na treningu aż wióry idą, samochodem do domu, obiad z pudełka, 5 kroków na kanapę przed telewizor, 5 kroków pod prysznic, 2 kroki do łóżka. Nic dziwnego, że kończy się to kontuzją.
Jesteśmy tacy zasiedziali, że przeciąża nas nawet codzienne życie
Jak na razie nie udało nam się wyeliminować ruchu całkowicie z naszego życia. Kojarzysz film Wall-E? I grubiutkich ludzi leżących cały dzień na leżakach, obsługiwanych przez armię robotów?
Tak źle jeszcze z nami nie jest. Zwłaszcza jeżeli masz zaszczyt być mamą małego dziecka. Wtedy w twoim życiu jest całkiem dużo ruchu. Podnoszenia, noszenia, kołysania, sięgania, skrętów, skłonów i dużo dużo więcej. Niestety nasze zasiedziałe ciała, dodatkowo osłabione okresem ciąży, porodem i zmianami hormonalnymi, nie dają sobie rady nawet z takim ruchem. Być może odczuwasz to na sobie – ból pleców, bioder, dysfunkcje dna miednicy, problemy z brzuchem.
Ponieważ ruszamy się mało, nasze ciała się do tego przyzwyczajają. Nasze stawy mają ograniczony zakres ruchu, mięśnie są osłabione, albo napięte. Nie jesteśmy w stanie wykonać prostych ruchów w sposób optymalny, ze względu na nabyte ograniczenia. Staramy się więc te ograniczenia obejść i “mniej się zmęczyć”, a w efekcie przeciążamy wszystkie struktury w naszym ciele jeszcze bardziej. Błędne koło.
A teraz wróćmy na chwilę do tego co napisałam na początku. Co powiesz na to, żeby zmienić trochę optykę? Zamiast stawać na rzęsach żeby znaleźć czas na trening, po prostu poszukać więcej okazji do ruchu? Spójrz na to w ten sposób. W ciągu dnia robimy wszystko, żeby ruszać się jak najmniej, tylko po to, żeby wieczorem “ruszać się” na macie. Przecież to inwestowanie swojej energii zupełnie nie tam gdzie jest ona potrzebna.
Nie mówię, że od dzisiaj masz przestać wykonywać typowe, ustrukturyzowane treningi. Ale jeżeli cierpisz na brak czasu, snu i energii zastanów się jak możesz ją sensowniej zainwestować w czynności, które tak czy tak musisz wykonać. Ale jak to konkretnie zrobić? O tym więcej w kolejnym tekście. Myślę też nad małym wyzwaniem. Jesteś chętna, żeby przywrócić ruch do swojego życia?
2 Responses
Aśka
Interesujący artykuł, dzięki za pomysły.
Kasia Wawrzycka
Polecam się 🙂